czwartek, 22 listopada 2012

Chapter III

Luxaria wyszła z domu. Nie musiała obawiać się, że ktokolwiek ją usłyszy – mieszkała jedynie z Allurionem, którego nie było w mieszkaniu, ponieważ musiał pomóc ojcu w jakiejś sprawie w Pałacu. Gdyby był w domu i zorientował się, że jego ukochana chce wybrać się gdziekolwiek sama, pogniewałby się (no dobra, gniew to delikatne ujęcie tematu). Nienawidził, kiedy Luxaria wychodziła sama – tak bardzo ją kochał, że nie potrafił znieść jej samotności, jakakolwiek by nie była. Oczywiście, wiedział, że jego Pani potrzebuje czasami chwili wytchnienia, chwili dla siebie, której przecież potrzebuje każdy człowiek. Ale w takich momentach robił jej ulubioną kawę, którą zanosił do ich sypialni, przy czym rzucał na kubek ogrzewające zaklęcie, żeby przypadkiem Luxaria nie piła zimnego napoju. Włączał jej ukochaną muzykę, przygotowywał wiele puchowych poduszek i dopiero wtedy był spokojny. Wszystkiego, co dotyczyło Luxarii, musiał dopilnować sam. Za bardzo ją kochał, aby się nie starać.
Dlatego Luxaria czuła lekkie wyrzuty sumienia, idąc o świcie pustą ulicą. Wiedziała, że gdyby Allurion był w domu, na pewno wyszedłby razem z nią. Ale po chwili przestała się tym zadręczać. Stwierdziła, że musi nacieszyć oczy i duszę niezmiernie specyficzną aurą, która roztaczała się wokół niej.
Czuła się niesamowicie. Zupełnie puste ulice, krajobraz przykryty mgłą, która była dość gęsta, żeby nie pozwalała widzieć, co jest daleko przed nią, ale nie na tyle, żeby czuć się osaczonym. Luxaria była zadowolona, że założyła płaskie buty – jakiekolwiek inne z pewnością stukałyby o podłoże, wybijając rytm jej kroków. A tego nie chciała – nie chciała zburzyć niesamowitej atmosfery. Mimo tego, że nie świeciło słońce i było szaro, czuła, że taka pogoda ją cieszy, że czuje się dobrze. Nie grzało słońce, które oślepiało, ale też nie padał chociażby lekki deszcz, który każdą kroplą za wszelką cenę próbował wedrzeć się za kołnierz płaszcza. Luxaria czuła się jak w filmie – szła samotnie pośród uśpionego jeszcze krajobrazu, kryjąc się we wszechogarniającej mgle, wydychając obłoczki pary. Stwierdziła, że niedzielne poranki są idealną porą na spacery – szczególnie bardzo wczesne poranki, takie, jak jej dzisiejszy.
Nagle uświadomiła sobie, jak bardzo w niektórych kwestiach Nubisador przypominał Ziemię. Przez moment zapomniała nawet, że nie żyje już pośród zwykłych ludzi, lecz w magicznym Chmurnym Mieście. Przecież wiele rzeczy było tutaj identycznych, jak na planecie, na której przeznaczone jej było spędzić kilkanaście lat (i to według niej w zupełności starczyło), a jednak życie w Nubisadorze zupełnie różniło się od życia ziemskiego. Ale wizualnie te dwa światy były naprawdę podobne – domy, ulice, ludzie się po nich poruszający. Tylko tutaj nie panował wieczny gniew, wieczna frustracja, wieczny chłód ludzi. Tak niewiele, a tak dużo. Luxaria żałowała, że większości ludzi nie będzie dane kiedykolwiek przeżyć chociaż chwili w Chmurnym Mieście, mimo tego, że niektórzy naprawdę na to zasługiwali. Życie na Ziemi było katorgą. Wieczne konflikty, wieczne kłótnie, wieczne „nie”, czegokolwiek by nie dotyczyło. To właśnie usposobienie mieszkańców tak bardzo różniło Nubisador od Ziemi.
Z zamyślenia wyrwał ją głos, jakże znajomy – głos Alluriona:
- Co Ty tutaj robisz?! Jesteś tak daleko do domu.. Nie zabraniam Ci wychodzić, ale widzisz, gdzie jesteś?!
- Ja.. Ja się zamyśliłam.. Przepraszam – zaczęła jakąć się Luxaria. O co ten Allurion się tak wściekał? Przecież nie szła długo, nie mogła zajść w żadne niebezpieczne miejsce.. Jednak rozejrzała się i zamarła. Była dosłownie o kilka kroków od wkroczenia do dzielnicy Przerażenia. Było to jedyne miejsce w Nubisadorze, które wyrwało się spod władzy rodziny Alluriona. Mieszkali tam najgorsi, których za nic nie dało usunąć się z miasta. Dopóki nie wtrącali się w spokojne życie mieszkańców, ojciec Alluriona dał sobie na razie z nimi spokój. Jednak gdy ktoś wkroczył na ich teren.. Było z nim – deliktanie ujmują – nieciekawie. A co mogło się stać narzeczonej następcy tronu.. Tego Allurion nie chciał wiedzieć. Sama Luxaria też nie była zbytnio zainteresowana. Nie wiedziała dokładnie, o co chodzi z tą dzielnicą, wiedziała tylko, że nie powinna tam chodzić. Będzie musiała wypytać Alluriona o szczegóły..
- Wracamy do domu. Już – warknął Allurion. Nie chciał krzyczeć, ale sytuacja wyprowadziła go z równowagi. Po powrocie do domu powie ukochanej, co sądzi o takich jej eskapadach. Ale najpierw musieli do tego domu wrócić, a mieli spory kawałek do przejścia, bo Luxaria w zamyśleniu zaszła daleko.
- Przepraszam Cię, Allurionie, naprawdę przepraszam.. - oczywiście, że czuła się winna. Bała się rozmowy ich czekającej. Jeszcze nigdy się nie kłócili..
- Dobrze, już, Kotko. Porozmawiamy w domu. A teraz chodź stąd natychmiast, proszę.
I poszli w stronę domu. Szli powoli, przez zaludniające się powoli ulice Chmurnego Miasta.

środa, 10 października 2012

Chapter II

W czasie, gdy Allurion i Luxaria przeżywali ze sobą bardzo upojne chwile, Acondre była niezmiernie blisko od ukończenia swego kolejnego diabolicznego planu. Oh, uwielbiała wymyślać diaboliczne plany! Były one jedną z ogromnej liczby jej umiejętności. Knucie podstępów, misterne plecenie kłamstw, obmyślanie śmierci znienawidzonych (lub stojących na przeszkodzie do osiągnięcia jakiegokolwiek celu) ludzi - oto rzeczy, w których była naprawdę dobra. Ba - była w nich znakomita! Czy możliwym jest, aby Arcykapłanka zakonu Czarnego Światła nie była znakomita we wszystkim, co złe, niegodziwe i okrutne? Otóż to. Dlatego też już samo wymówienie czy usłyszenie jej imienia wywoływało w ludziach poczucie obezwładniającego strachu, szybko rozlewającego się po wszystkich członkach ciała. Oczywiście, byli ludzie, którzy – wbrew pozorom – nie bali się Czarnej Kapłanki, lecz pracowali oni dla niej tylko i wyłącznie dla jednego – wizji bogactwa, które rzekomo mieli otrzymać po zwyciężeniu nad Nubisadorem. Oprócz bogactwa strach pomagała im pokonać świadomość, że pomagając Arcykapłance mniej narażeni są na jej okrucieństwo. Dopiero później mieli przekonać się, jak złudne były ich nadzieje..
Acondre od pewnego czasu chodziła cały czas wściekła. Bał się nawet jej służący – jedyna osoba, której ufała. I jedyna osoba, która nie czuła przed nią prawdziwego strachu. Ot, ludzie ulepieni z tej samej gliny. Keyton był jej cieniem, pomagał realizować najbardziej makabryczne plany i przedsięwzięcia, w zamian żyjąc bez obawy o swoje życie. Chociaż w tym momencie bał się nawet i on. Nie miał zielonego pojęcia, dlaczego jego pani była od kilkunastu tygodni w takim stanie. Oh, starał się dowiedzieć o co mogło chodzić, straciło przy tym życie nawet kilkoro ludzi, ale nie dowiedział się niczego. Absolutnie niczego. Postanowił więc (mimo pierwszy raz w życiu trzęsących się kolan) zapytać Kapłankę wprost. Nienawidził, kiedy coś nie szło po jej myśli – wtedy i on nie miał najłatwiejszego życia. Wziął głęboki oddech, powoli podniósł rękę i zapukał do drewnianych drzwi.

- Czego?! - usłyszał warknięcie Acondre.
- Pani, chciałem tylko zapytać, jak się czujesz. I dlaczego tak się czujesz.
Drzwi lekko się uchyliły. Wszedł do pokoju powoli i cicho – nie chciał, aby gwałtowne ruchy wyprowadziły Acondrę z równowagi.
- O Pani, powiedz mi – jak mogę ulżyć Ci w gniewie? Widzę i czuję po twej psychicznej aurze, że od dłuższego czasu nęka cię jakiś problem. Ale to nie może być jakaś błahostka, bo dałabyś radę sama to załatwić. Więc o co chodzi? Proszę, powiedz mi, może zdołam coś zaradzić..
- Chcesz wiedzieć, co się dzieje?! Chcesz pomóc? W tej sprawie nic nie zdołasz, mój drogi Keytonie – tu Arcykapłanka zaczęła histerycznie się śmiać. - tu mogę zdziałać coś tylko i wyłącznie ja. Tylko jeszcze nie doszłam, jak dokładnie to zrobię..
- Ale wyjaw mi, o Pani, co cię tak dręczy? Jaka to sprawa, że nawet ty, o złowieszcza Pani, nie możesz nic poradzić? Co takiego się stało? (Keyton naprawdę zachodził w głowę, co to mogło być. Naprawdę chciał pomóc. Bo zdawał sobie sprawę, że gdy Arcykapłanka jest chociaż w minimalnym stopniu zła, nici z jakiegokolwiek uwodzenia i ciekawej nocy. A gdy była w takim nastroju od dłuższego czasu – nawet jego zaczynało to męczyć. Przecież w końcu był tylko mężczyzną!)
- Powiadasz, że chcesz wiedzieć, co się stało? Dobrze, powiem ci – Acondre gwałtownie wstała z fotela, zrzucając jedwabne poduszki, ze zniecierpliwieniem poprawiając zsuwający się z jej nagich ramion koronkowy pled i z gniewem wyrzuciła z siebie – Reen się stała, a co innego mogło się stać! Ta mała, wstrętna zdzira jakimś cudem jest w Nubisadorze! Tyle lat, tyle starań, tyle zaklęć – wszystko na marne! Ta dziewucha znowu tu jest. I to na Dworze Królowej. W ten sposób nigdy nie uda nam się zdobyć władzy w Chmurnym Mieście! Pojmujesz, co to znaczy?!
- Ale, ale... - zaczął jąkać się Keyton – przecież minęło 10 lat.. Jakim cudem wydostała się z Bocznego Tunelu? Przecież stamtąd nie można się wydostać, nie mając Mocy! A ty przecież zamknęłaś jej Moc.. Jakim cudem?!
Keyton przestał dziwić się humorowi Arcykapłanki. Sam popadł teraz w furię. Furię spowodowaną strachem i niewiedzą. To, co mówiła Acondre było niemożliwe!
- Jest jedno, jedyne wyjaśnienie. - powiedziała Arcykapłanka.
- Jakie?
- To, że Blask Nubisadoru powrócił do domu – wyszeptała Acondre.
Ale to znaczy.. - Keyton nie dokończył. Widząc w oczach Kapłanki przerażenie zmieszane z lodowatym gniewem wiedział już, że mają na myśli dokładnie to samo. A jeśli to jest prawdą.. Jeśli ich przypuszczenia się potwierdzą.. Przed nimi ciężkie, naprawdę ciężkie czasy..


środa, 15 sierpnia 2012

Chapter I

Poczuła kolejne szturchnięcie. Spojrzała na Alluriona, chcąc na niego warknąć. Ile czasu można to znosić?! (Tak nawiasem mówiąc  - Allurion uwielbiał, gdy na niego warczała -  przeprosiny w takich momentach były jednym z jego ulubionych pretekstów do seksu. I co najważniejsze - wiedział, że prawie nigdy nie usłyszy odmowy. To dlatego tak często prowokował małe, minimalne spięcia. No bo który facet nie uwielbia właśnie tak przepraszać swojej najmilszej?).
- Gdzie znowu odpłynęłaś? Zobacz, aż kawa wystygła. O czym tak myślałaś?
- O tym, jak bardzo się cieszę, że nie jestem już na Ziemi. O tym, że do tej pory czasami nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. I o tym, że jeszcze kilka lat temu nie pomyślałabym, że coś, o czym czytałam zawsze w książkach, może być prawdą. A jednak, jestem tutaj. Jestem z Tobą. Właśnie, muszę Ci podziękować.
- Za co?
- Za pobudkę. Znowu śnił mi się dom na Ziemi..
- Proszę Cię, nie wracaj do tego. Im rzadziej będziesz to wspominać, tym szybciej o tym zapomnisz. Błagam! Nie wyobrażasz sobie, jak wielki ból sprawia mi patrzenie na Ciebie, kiedy sobie o tym przypominasz.. Myślisz, że nie widzę, gdy czasami wpatrujesz się pusto w przestrzeń, a potem ukradkiem wycierasz łzę, której nie zdążyłaś złapać na papier? Myślisz, że jak stawiasz wokół siebie psychiczną barierę, to nie czuję Twojego smutku i rozżalenia? Czuję! Czuję, bo jestem Twój, a moc, jaką zyskujemy dzięki miłości przewyższa prostą, codzienną magię.
Luxaria skuliła ramiona. Nie miała pojęcia, że wspomnieniami można kogoś ranić. W dodatku swoimi wspomnieniami. Ale ciągle zapominała, że życie w Divianie tak bardzo różni się od jej wcześniejszego, ziemskiego życia.
- Przepraszam Cię, Allurionie.. - odrzekła ze łzami w oczach. Tak bardzo nienawidziła sprawiać Mu ból!
- Już dobrze, Kotko.. Tylko nie płacz, proszę. Nic mi nie jest, chciałem tylko powiedzieć Ci, że przeżywam Twoje wspomnienia razem z Tobą. Taki jest urok świata magii. Musisz się do tego przyzwyczaić. Obiecaj mi, że gdy tylko znowu poczujesz napływające myśli o domu, nie będziesz starała się tego ukryć, tylko wszystko będziesz mi opowiadać, dobrze? Wtedy będę mógł jeszcze bardziej się do Ciebie zbliżyć.
- Dobrze, obiecuję Ci to, Allurionie. Czy ja kiedykolwiek umiałam Ci czegokolwiek odmówić? - ostatnie zdanie ukochana Księcia Nubisadoru wyszeptała mu do ucha. I to wyszeptała w ten cholernie specyficzny sposób, który budzi ciało mężczyzny. A niektóre jego części szczególnie.
- Umiesz, Kochanie. Umiesz nawet rzucić we mnie garnkiem, kiedy każę Ci zrobić obiad. Ale tego - tu Allurion przyciągnął Luxarię mocno do siebie, i przytrzymał ją, żeby poczuła na brzuchu jego ciepło - chyba mi nie odmówisz nigdy..
- I tu mnie masz.. Książę..
- Hmm?
-Czy ja Ci mówiłam kiedyś, że Cię kocham?
- Chyba coś wspominałaś.. A możesz powtórzyć?
- Kocham Cię, Allurionie. Kocham Cię!
- I ja Ciebie też, moja miła. Zaraz zobaczysz, jak mocno.. - ostatnie słowa Allurion rzekł, rzucając ukochaną na łóżko.. 

Prolog.

Obudziło ją delikatne muśnięcie ust. Otworzyła oczy, uśmiechając się z miłością na widok Alluriona. Przeciągnęła się rozkosznie, po czym przylgnęła do ukochanego. Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że po upojnej i namiętnej nocy zasnęła nago - zresztą nie ona jedna. Zerknęła na Alluriona, a widząc, że jest nieubrany, ba, nawet nieprzykryty kołdrą, uświadomiła sobie, jak bardzo ją pociąga. Nie mając jeszcze ochoty wstawać z łóżka, przywołała machnięciem dłoni 2 kubki gorącej kawy. I w tym momencie zdała sobie sprawę, że jeszcze 5 lat temu nie wiedziała, że istnieje coś takiego, jak magia i inny, równoległy świat. Przecież w XXI wieku, w dobie nauki, nikt nie wierzył w wyimaginowaną rzecz, o której czytało się w bajkach.
A jednak, stało się - mając 23 lata, mieszkała w Divianie, najbardziej magicznej części ziem należących do Chmurnego Miasta - Nubisadoru. Miała przestronne, jasne mieszkanie, które dzieliła z poznaną w tym świecie miłością, Allurionem. I nie wyobrażała sobie powrotu do zwykłego świata, w którym ciągle coś nie pasowało jej rodzicom. Mimo tego, że chodziła do dobrej szkoły, miała wybrane przedmioty maturalne, wiedziała, gdzie chce iść na studia i co chce robić w przyszłości, dla pozornie najważniejszych osób w jej życiu była tylko nieudacznikiem, który przeszkadzał w ich planach. Urodziła się, bo tak wyszło. I żyjąc z nimi 18 lat pod jednym dachem musiała znosić ciągłe awantury, ciągłe kłótnie, ciągłe krzyki.
Widząc, że jego ukochana znowu powraca do bolesnych wspomnień, Allurion trącił delikatnie jej ramię, aby wyrwać ją z nieprzyjemnego letargu. Powróciła myślami do sypialni, wdzięczna, że przerwał ten potok niemiłych myśli. Ach, jak mocno go kochała!
Zdawała sobie sprawę, że nigdy nie spotkaliby się ,gdyby nie szare, monotonne i złe życie. Że nie poznaliby tej miłości, gdyby nie przybyła do Nubisadoru. Że nie dowiedziałby się o jej istnieniu, gdyby nie dostała nowego imienia, które tak bardzo jej się podobało. Uwielbiała czuć je na języku, a jego smak kojarzył jej się ze słonecznym blaskiem. Luxaria. Tak, to imię z pewnością do niej pasowało.
Luxaria.