W
czasie, gdy Allurion i Luxaria przeżywali ze sobą bardzo upojne
chwile, Acondre była niezmiernie blisko od ukończenia swego
kolejnego diabolicznego planu. Oh, uwielbiała wymyślać diaboliczne
plany! Były one jedną z ogromnej liczby jej umiejętności. Knucie
podstępów, misterne plecenie kłamstw, obmyślanie śmierci
znienawidzonych (lub stojących na przeszkodzie do osiągnięcia
jakiegokolwiek celu) ludzi - oto rzeczy, w których była naprawdę
dobra. Ba - była w nich znakomita! Czy możliwym jest, aby
Arcykapłanka zakonu Czarnego Światła nie była znakomita we
wszystkim, co złe, niegodziwe i okrutne? Otóż to. Dlatego też już
samo wymówienie czy usłyszenie jej imienia wywoływało w ludziach
poczucie obezwładniającego strachu, szybko rozlewającego się po
wszystkich członkach ciała. Oczywiście, byli ludzie, którzy –
wbrew pozorom – nie bali się Czarnej Kapłanki, lecz pracowali oni
dla niej tylko i wyłącznie dla jednego – wizji bogactwa, które
rzekomo mieli otrzymać po zwyciężeniu nad Nubisadorem. Oprócz
bogactwa strach pomagała im pokonać świadomość, że pomagając
Arcykapłance mniej narażeni są na jej okrucieństwo. Dopiero
później mieli przekonać się, jak złudne były ich nadzieje..
Acondre od pewnego czasu chodziła cały czas wściekła. Bał się nawet jej służący – jedyna osoba, której ufała. I jedyna osoba, która nie czuła przed nią prawdziwego strachu. Ot, ludzie ulepieni z tej samej gliny. Keyton był jej cieniem, pomagał realizować najbardziej makabryczne plany i przedsięwzięcia, w zamian żyjąc bez obawy o swoje życie. Chociaż w tym momencie bał się nawet i on. Nie miał zielonego pojęcia, dlaczego jego pani była od kilkunastu tygodni w takim stanie. Oh, starał się dowiedzieć o co mogło chodzić, straciło przy tym życie nawet kilkoro ludzi, ale nie dowiedział się niczego. Absolutnie niczego. Postanowił więc (mimo pierwszy raz w życiu trzęsących się kolan) zapytać Kapłankę wprost. Nienawidził, kiedy coś nie szło po jej myśli – wtedy i on nie miał najłatwiejszego życia. Wziął głęboki oddech, powoli podniósł rękę i zapukał do drewnianych drzwi.
Acondre od pewnego czasu chodziła cały czas wściekła. Bał się nawet jej służący – jedyna osoba, której ufała. I jedyna osoba, która nie czuła przed nią prawdziwego strachu. Ot, ludzie ulepieni z tej samej gliny. Keyton był jej cieniem, pomagał realizować najbardziej makabryczne plany i przedsięwzięcia, w zamian żyjąc bez obawy o swoje życie. Chociaż w tym momencie bał się nawet i on. Nie miał zielonego pojęcia, dlaczego jego pani była od kilkunastu tygodni w takim stanie. Oh, starał się dowiedzieć o co mogło chodzić, straciło przy tym życie nawet kilkoro ludzi, ale nie dowiedział się niczego. Absolutnie niczego. Postanowił więc (mimo pierwszy raz w życiu trzęsących się kolan) zapytać Kapłankę wprost. Nienawidził, kiedy coś nie szło po jej myśli – wtedy i on nie miał najłatwiejszego życia. Wziął głęboki oddech, powoli podniósł rękę i zapukał do drewnianych drzwi.
- Czego?!
- usłyszał warknięcie Acondre.
-
Pani, chciałem tylko zapytać, jak się czujesz. I dlaczego tak się
czujesz.
Drzwi
lekko się uchyliły. Wszedł do pokoju powoli i cicho – nie
chciał, aby gwałtowne ruchy wyprowadziły Acondrę z równowagi.
-
O Pani, powiedz mi – jak mogę ulżyć Ci w gniewie? Widzę i czuję
po twej psychicznej aurze, że od dłuższego czasu nęka cię jakiś
problem. Ale to nie może być jakaś błahostka, bo dałabyś radę
sama to załatwić. Więc o co chodzi? Proszę, powiedz mi, może
zdołam coś zaradzić..
-
Chcesz wiedzieć, co się dzieje?! Chcesz pomóc? W tej sprawie nic
nie zdołasz, mój drogi Keytonie – tu Arcykapłanka zaczęła
histerycznie się śmiać. - tu mogę zdziałać coś tylko i
wyłącznie ja. Tylko jeszcze nie doszłam, jak dokładnie to
zrobię..
-
Ale wyjaw mi, o Pani, co cię tak dręczy? Jaka to sprawa, że nawet
ty, o złowieszcza Pani, nie możesz nic poradzić? Co takiego się
stało? (Keyton naprawdę zachodził w głowę, co to mogło być.
Naprawdę chciał pomóc. Bo zdawał sobie sprawę, że gdy
Arcykapłanka jest chociaż w minimalnym stopniu zła, nici z
jakiegokolwiek uwodzenia i ciekawej nocy. A gdy była w takim
nastroju od dłuższego czasu – nawet jego zaczynało to męczyć. Przecież w końcu był tylko mężczyzną!)
-
Powiadasz, że chcesz wiedzieć, co się stało? Dobrze, powiem ci –
Acondre gwałtownie wstała z fotela, zrzucając jedwabne poduszki,
ze zniecierpliwieniem poprawiając zsuwający się z jej nagich
ramion koronkowy pled i z gniewem wyrzuciła z siebie – Reen się
stała, a co innego mogło się stać! Ta mała, wstrętna zdzira
jakimś cudem jest w Nubisadorze! Tyle lat, tyle starań, tyle zaklęć
– wszystko na marne! Ta dziewucha znowu tu jest. I to na Dworze
Królowej. W ten sposób nigdy nie uda nam się zdobyć władzy w
Chmurnym Mieście! Pojmujesz, co to znaczy?!
-
Ale, ale... - zaczął jąkać się Keyton – przecież minęło 10
lat.. Jakim cudem wydostała się z Bocznego Tunelu? Przecież
stamtąd nie można się wydostać, nie mając Mocy! A ty przecież
zamknęłaś jej Moc.. Jakim cudem?!
Keyton
przestał dziwić się humorowi Arcykapłanki. Sam popadł teraz w
furię. Furię spowodowaną strachem i niewiedzą. To, co mówiła
Acondre było niemożliwe!
-
Jest jedno, jedyne wyjaśnienie. - powiedziała Arcykapłanka.
-
Jakie?
-
To, że Blask Nubisadoru powrócił do domu – wyszeptała Acondre.
Ale
to znaczy.. - Keyton nie dokończył. Widząc w oczach Kapłanki
przerażenie zmieszane z lodowatym gniewem wiedział już, że mają
na myśli dokładnie to samo. A jeśli to jest prawdą.. Jeśli ich
przypuszczenia się potwierdzą.. Przed nimi ciężkie, naprawdę
ciężkie czasy..